ot po pracy nie znając swego miejsca na ziemi ruszyłem odwiedzić kuzyna na chwilkę... po czym szybciutko do Łagiewnik... tydzień bez roweru zrobił swoje... zdyszałem się wierutnie... nie zabrałem nic do picia bo myślałem, że tak na chwilkę skoczę. Jednak chwilka się wyciągnęła. z tych dwóch godzin 1,5 h spędzone w strefie Power Zone gnając jak wściekły. Gnając szukając sklepu jakiegoś otwartego z czymś mokrym. Mokre przyswajalne przez organizm, znalazłem dopiero pod modrzewiami... na szczęście taki wysuszony niemądrze nie wypiłem "miodowego" duszkiem... W lesie spotkałem dziki ale nie były jakoś zainteresowane rywalizacją i eksterminacją czegoś zdyszanego i pędzącego.
Jadąc do domu i patrząc w niebo widzę coś ciemnego i wielkiego co ciągnie nad miasto... pogrzmiewało sobie spokojnie komunikując "oto ja CHMURA" myślałem, że ją ubiegnę; myślałem, oczywiście błędnie dojechałem do domu delikatnie zroszony na wylot... jedyny plus nie musiałem myć roweru.. sam się umył.
Mój syn dziś stwierdził, że skoro jest czarny to na pewno doskonale nadaje się do jazdy po bagnie. Po czym po chwili, dodał, żeby bagno mnie nie wciągnęło, to pożyczy mi pływaczki które unoszą go w wodzie na basenie...
Doktor odzyskał łańcuch i od razu radość w domu zagościła... pośmigaliśmy sobie po Łagiewnikach dziś ustawiając to i tato w sprawach amortyzacji. Dr. doczekał się mycia w myjni... wolałem w domu tych paru kilogramów błota nie zmywać w trosce o lokalną domowa kanalize...
tak 913 km w tym miesiącu poświadczył swoją obecność urwanym łańcuchem na środku skrzyżowania :)
w sumie dobrze, że niedaleko domu... że nie np 50 km od Łodzi (wczoraj) albo dziś w terenie... Coś przeskakiwalo. myslałem,że to kaseta się wyrobila... a to pan obywatel wieloczłonowy łańcuch... najwyraźniej Dr domaga się wymiany napędu...
czy 913 to nie jest jakiś numer alarmowy ?????
a tak poza tym to pogoda piękna, błoto podeszczowe nocne cudne Dr musi zostać umyty bo waży z 2 kg więcej od zabiagow w lokalnym SPA... wszystko super... jedynie ta wieloczęściowa część roweru.... ale cóż dalej przed siebie...
Po wczorajszej 3 godzinnej eskapadzie kiedy udało mi się przejechać niecałe 24 km - nastąpiła podłamka... załamka... po prostu mi nie szło... szło jak krew z nosa przysłowiowa... choć to mogło być wynikiem potwornego skumulowania całego tygodnia pracy...
dziś odmiana... wyspany, wypoczęty, wsiadłem i pojechałem trochę trasą Mazovii, trochę własna z Łodzi do Smardzewa, potem do Szczawina, przez las do Kębin, następnie do Strykowa, następnie Brzezińską do Niesółków Kolonia, i polem do Lasu Janinowskiego, jadąc boczkiem lasu do Strykowskiej, dojechałem do Skoszyw Nowych, następnie przez Stare Skoszywy, szutrem tyłami Bogni do Lasu Dobieszkowskiego, tutaj przez las znaną wszystkim ścieżką plus jeden ulubiony podjazd, do Dąbrówki. Stamtąd udałem się opłotkami do Łagiewnik pod Modrzewie, zjeść obiad.... bom zgłodniał wierutnie... Wprawdzie rowerzyście ponoć nie wypada pić napojów %%% jednak Ciechan Miodowy, potocznie zwany Młodowym... doprowadził poziom płynów w organizmie do poziomu wskazanego przez matkę naturę :)... chwila rozmowy i do domu...
posłuchać strefy wolnej od angola Dr Vilczura w PRIII
choć w tym gonieniu... znalazłem ciekawe architektoniczne coś; stara plebania w Lipce, jak na plebanię kościoła całkiem pokaźnej wielkości to jest zdumiewająco dużym budynkiem...
"jedyne wrry że MachMaker od XX nie pasuje do X-9 co powoduje że na pulpicie robi się ciasno... ale nie jest źle, na Mazowi widziałem faceta który miał 4 liczniki (chyba każdy mierzył co innego hehe)..."
ale jak niby miałby pasować skoro uchwyt od XLock'a ma mocowanie do owego ustrojstwa... wynikowa jeden rządek mniej na kierownicy, i XLock bliżej uchwytów i manetka też ślicznie się przykręciła... i jakoś tak milej dla oka i funkcjonalniej się zrobiło...
jedynie teraz trzeba w Rebie Floodgate jakoś rozsądnie wyregulować bo +/- w pompowaniu już opanowany do preferencji własnych. Jednak Floodgate zagadką jest...
szukanie właściwej drogi tak żeby się spocić zdyszeć to było zadanie na dziś... i przypomniało mi się, że Smardzew i jego małe conieco to miłe i skomasowane w dużą ilość podjazdów i zjazdów i ścieżek w jednym miejscu i bliżej od Dobieszkowa... nie to żebym się lenił i że do Dobieszkowa mi się nie chce jechać... ale dziś zimno mi było i nastrój kiepski jakiś...
Zawodowo grafik, prywatnie korbami różnych marek kręcę już zgoła 20 lat :) i jakoś tak mi mało :)
A tak prawdę mówiąc to najlepiej jest zgubić się gdzieś w lesie i szukać drogi powrotnej; po GPS sięgamy kiedy słonce zachodzi na niebie...
choć ostatnio nie sięgamy idziemy na żywioł, trenujemy pamięć...