Wyruszyłem dziś przed południem w stronę Dobieszkowa. Tocząc się starą Mazowią i sobie znanymi ścieżkami byle jak najdalej od tego paskudnego czarnego cosia zwanego asfaltem. Miło i przyjemnie tocząc w pogoni za hehe doskonałą średnią dzienna (zresztą to jakaś głupota wyciskanie tej średniej o czym dalej). W Dobieszkowie nadzieja na błotko i jaki zawód - błota brak wyschło. Nic to dalej nad Moszczenicę, nad moją ulubioną ścieżkę.Omijamy obrzydliwe asfalty strykowskie i do Swędowa i do lasu. Na początku wszystko spokojnie poza jedna wielką dziurą którą ktoś wykopał na środku ścieżki. W sumie nie dziwię się skoro jakiś baran jeździ ścieżką na motorze crosowym. Choć jak się w nią wpakuje to chyba już raczej nie pojedzie nigdzie dalej...
Jadąc dalej wpadamy w las w wzdłuż ścieżki przed siebie... po chwili pojawia się kolejny rower pan krzyczy czy tu sie da przejechać - da da odpowiadam. I tu zaczyna się wycinanie średniej przejazdu im dalej tym większe błoto, tym więcej przepraw przez kolejne dopływy czy też spływy wody z lasu. Ta metoda Doktor J. urąbany pprzednie jako i ja po same kolana hehe... Pan za mną dzielnie mi towarzyszył... bo właściwie to była jedyna droga. . Tak po godzinie z hakiem z buta niż z koła udało się wyjechać na jakąkolwiek drogę :)
Krótka pogawędka z panem i do widzenia - reperować średnią i do Łodzi hola... W końcu małe opłukanie się w zimnej nieco kałuży przed A2 błotko zaschło i zaczęło piec jakoś tak niefajnie w łydeczki...
Po chwili w sumie Łagiewniki i miodowe pod modrzewiem, obiad i do domu... po drodze akt litości umyłem Doktorka bo jakoś tak z parę kilo był cięższy od owego błota... potem w domu umyłem siebie i zaprzyjaźniłem się z poduszką bom padł jak mucha :)
są różne uzależnienia... ja chyba w 100% jestem uzależniony od poszukiwania odpowiedniej błotnistej powierzchni :)
wczoraj takowa się znalazła na drodze technicznej w miejscu prowadzonych wycinek w Dobieszkowie... Nieco na dół, niekoniecznie można się rozpędzić ale ta śliczna błotnista maź... a potem nie wiadomo jaką metodą wyrosła przede mną wielka śliczna kałuża pełna błotka i innych różności
i najważniejsze nie dało się jej ominąć :) - całkowity brak opcji na taki manewr - więc hopla do SPA :)
dziś udało mi się "wyciągnąć" na rower Obywatela Inżyniera W. troszkę po city potem łagiwewnikami niespiesznie zwiedzając okoliczne rozmaitości... jednak fajnie jest się nie spieszyć, poprzyglądać się rozejrzeć się ect... a nie gnać by średnia była w normie ect... :)
Już kilkakrotnie to miejsce zwróciło moją uwagę. Dziś dojrzałem, do utrwalenia jego obecności... Okolice Maciejowa - chyba Wilkowice na trasie na Malinkę w Zgierzu, po prawej stronie dobrze ukryte za krzakami przy drodze.
...poza tym do ścieżki błotnistej nieco nad Moszczenicą się udałem, jadąc z wiatrem i pod wiatr, zobaczyć czy woda w tej małej rzeczce opadła... i opadła. Miejsce, w którym Doktor J. pławi się po osie jest już zupełnie inne. Rozlewisko opadło pozostawiając jakieś kszaczory i inne cosie, których wcześniej nie było... całkowicie się zmieniło, właściwie cała trasa wzdłuż Moszczenicy jest za każdym razem inna...
dlaczego kiedy zimno i wieje i panuje jedno wielkie zmarzniecie, jak już dopadniemy jakiś autobus,żeby ogrzać się i nie łapać wiatru to ów nagle niewiarygodnie przyspiesza przypominając nam że "mordewind" to przecież przyjaciel rowerzysty :(
Do Łagiewnik miejskim asfaltem, potem szybciutko stale utrzymując 30 km/h na zegarku po Łagiewnikach... łyk miodowy w miejscu przyjaznym, i do domu (zimno jak sto skurczybyków po drodze...)
przejechana setka dzień wcześniej tylko mnie podkręciła... tak też wsiadłem na rower i pojechałem... Pojechałem trochę nową trasą Mazovii. Zanim dojechałem do lasu mijając A2 na środku drogi dwie wielkie kałuże - generalnie wolałem ominąć idąc bokiem bo nie wiadomo co w kałuży spotkać można; wynik, zapadłem się w rozmoczonym gruncie tak po kolana :); gdyby łódzka edycja była wczoraj... to to działo by się całkiem ciekawie, odcinek wzdłuż rzeczki opodal krzaczka, jest całkowicie błotnisty w całej swej rozciągłości, do tego wszystkiego tak się pozmieniało, że zastanawiałem się kilkakrotnie czy aby jestem tu gdzie planowałem być :) ta mała rzeczka za chwil kilka będzie przypominać rzekę małą i całkiem poważną. Ta część przejazdu przyniosła całkiem miłe efekty jeśli chodzi o kąpiele w lokalnym SPA...
(na Mazovi była tam gustowna kładka... właściwie powinno być to co teraz - jedna wąska kłoda; kolejka trwała by z 3h)
Potem do Strykowa, a dalej do Lasu Janinowskiego... Tutaj SPA na całej rozciągłości wzdłuż lasu. Co chwila coś ciekawego mokrego i błotnistego. Wyjazd z lasu też ciekawy, znów błotko, tym razem do kostek :)
Potem pojechałem starą trasą poprzedniej Mazovii... nieco zmodyfikowaną tutaj też błotko na środku zakrętu coś czego nie dało się ominąć. Także wpakowałem się jadąc jakieś 50km/h w wielką łachę błota czyniąc jeden wielki rozbryzg. oczywiście ozdabiając siebie należycie... W Dobieszkowie spodziewałem się, że będzie najgorzej; jednak wszystko wyschło prawie że. Chwilę później mały przelotny deszczyk i do Łagiewnik, jakimiś opłotkami szutrowo-błotnisto-kałóżowatymi :)
Generalnie bardzo miła niedziela spędzona w lokalnym SPA.
stan na dzis :) - reszta odpadła w drodze powrotnej :) tyle zostało, i nadal dobrze się trzyma :)
Wraz z Martinezem i Norbim ruszyliśmy nienerwowo ciesząc się pogodą i brakiem deszczu...
w Nowosolnej rozdzieliliśmy się. Pojechałem troszkę terenem... dobłacając się do oporu, przyjechałem pod Modrzewie... zjadłem obiad i obejrzałem pokaz tego co potrafi chmurka oglądałem gigantyczne
Spadało z nieba dużo lodu w większości wielkością równą średnicy około 1 cm !!!!
Zawodowo grafik, prywatnie korbami różnych marek kręcę już zgoła 20 lat :) i jakoś tak mi mało :)
A tak prawdę mówiąc to najlepiej jest zgubić się gdzieś w lesie i szukać drogi powrotnej; po GPS sięgamy kiedy słonce zachodzi na niebie...
choć ostatnio nie sięgamy idziemy na żywioł, trenujemy pamięć...